Strona główna
nr 5 (7), 1999


Dyskusje

SZUKANIE OBCZYZNY: na manowcach ksenofobii i ideofobii

"Człowiek pozbawiony pamięci jest ledwo że człowiekiem,
reprezentuje okaleczone człowieczeństwo"
Czesław Miłosz

Zdanie, które posłużyło mi za motto pochodzi z wydanej przed kilkoma laty książki Czesława Miłosza pt. "Szukanie ojczyzny" , a wybrałem je nieprzypadkowo. Miłosz bowiem - jako jeden z niewielu rodzimych twórców współczesnych - potrafił uniknąć dwóch najgroźniejszych pułapek towarzyszących rozumieniu zakorzenienia w macierzystej zbiorowości i identyfikacji z własną ojczyzną. O Miłoszu można bez przesady powiedzieć, że odnalazł ojczyznę czego nie sposób stwierdzić w odniesieniu do szukających obczyzny ideofobów i ksenofobów, niemiłosiernie niszczących własną i zbiorową pamięć, okaleczających jednostkowo i zbiorowo pojmowane człowieczeństwo. Postawy takie, mimo pozornych różnic, mają w rzeczywistości bliźniaczy charakter, zaś ich cechą wspólną, przesądzającą o istocie obydwu zjawisk jest niechęć wobec ojczyzny realnie istniejącej.

Ksenofobia zasadza się na tworzeniu i rozpowszechnianiu takiego obrazu ojczyzny, w którym nie starcza miejsca na jakiekolwiek wzmianki o "obcych", bądź też ich wpływ na oblicze rodzimego etosu zostaje zmarginalizowany za pomocą przekłamań i niedomówień lub - co zdarza się najczęściej - przedstawiany jest jako pasmo negatywnych i szkodliwych oddziaływań niszczących daną kulturę. Modelowy wizerunek przeszłości i teraźniejszości zrodzony w ksenofobicznym kręgu nie jest bynajmniej, choć za taki pragnie uchodzić, prezentacją rzeczywistych elementów (i ich właściwych proporcji) składających się na całokształt kultury ojczystej. Wizerunek ten przypomina czarno-białą fotografię pozbawioną jakże bogatej palety barw towarzyszącej wszystkim zjawiskom związanym z działalnością człowieka lub z istnieniem natury. Rugowanie wpływów zbiorowości i wybitnych jednostek powiązanych z odmiennymi wzorcami kulturowymi bądź też ich siłowe przypisywanie do jedynego słusznego kanonu prowadzi do stworzenia kalekiej wizji fundamentów tożsamości danej grupy.

Tak powstały etos, mimo iż znajduje swoiste potwierdzenie na tysiącach kart rozpraw i w setkach dzieł sztuki różnego kalibru, w dodatku zaś posiada zaplecze instytucjonalne nadające mu uprawomocnienie - nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i staje się ilustracją stwierdzenia "ideologia sobie, a życie sobie". Sztuczna kreacja, choćby nie wiadomo jak sprawnie zorganizowana, bez osadzenia w realiach pozostanie tylko i wyłącznie atrapą, której bezużyteczność i nieadekwatność prędzej czy później wyjdzie na jaw, zaś cały konstrukt rozpadnie się niczym domek z kart. Rzecz jednak w tym, że ksenofobiczne hochsztaplerstwo przyczynia się w ostatecznym rozrachunku do zubożenia substancjalności ojczystej kultury, do zatraty pamięci o jej prawdziwych i życiodajnych korzeniach. Działalność taka przybiera szczególnie groźną postać, gdy uprawiające ów proceder środowiska pretendują do miana jedynego (i ostatniego) bastionu patriotyzmu, szermując retoryką i symbolami odwołującymi się do samego rdzenia tożsamości. Niejednokrotnie zdobywają możliwość faktycznego zmonopolizowania wykładni patriotyzmu i wyeliminowania alternatywnych czy choćby zmodyfikowanych odmian jego pojmowania. Z ustami pełnymi "dobra ojczyzny" - osłabiają w istocie jej rdzeń, umacniając "narodowe tradycje" - hamują ich rozwój i przyczyniają się do stopniowego obumierania. Ich ojczyzna jest starannie skonstruowanym skansenem (lub modelem), który - i owszem - może podobać się zwiedzającym, nikt jednak nie zechce w nim zamieszkać i w razie potrzeby wymienić przegniłą strzechę bądź pomóc w gaszeniu pożaru - o budowie nowych domostw nie wspominając.

Podobnym wpływem na istotę patriotyzmu cechują się postawy określone przez Antoninę Kłoskowską mianem ideofobii. Zdaniem profesor Kłoskowskiej ideofobia jest niczym innym, jak tylko ksenofobią `a rebours, czyli odrzuceniem i niechęcią do tego, co własne i bliskie. Mamy tu do czynienia z bezrefleksyjnym napiętnowaniem i wyparciem się kultury, która ukształtowała - czy im się to podoba, czy nie - także ideofobów, z celowym (w przypadku ksenofobów o wiele częściej mamy do czynienia z działaniem nieświadomym) karczowaniem własnych korzeni, z rozpowszechnianiem poczucia wstydu i odrazy do tego, co swojskie. Ideofobia przybierać może kilka postaci: wyparcia się kultury rodzimej i ostentacyjnego manifestowania identyfikacji z odmiennymi wartościami i wpływami zewnętrznymi, lekceważenia samoistnych i oryginalnych dokonań rodzimych potraktowanych jako niewiele znaczące, indyferentyzmu wobec wszelkich wartości - i "tutejszych" i "tamtejszych". Ideofob świadomie wypiera się pierwotnej ojczyzny, z premedytacją dokonuje jej niwelacji i rekonstrukcji bądź też w ogóle nie jest zainteresowany posiadaniem pamięci zbudowanej z czegoś więcej niż tylko przypadkowy zlepek wrażeń. Owo przywołane przez Miłosza "okaleczone człowieczeństwo" staje się udziałem rosnących zastępów ideofobów, składających się z osób wrogich najbardziej naturalnej formie zakorzenienia, dającej się wyrugować ze świadomości tylko i wyłącznie za cenę zubożenia własnej osobowości oraz zbiorowości, która winna była dać oparcie porzucającym ją jednostkom. Straty poniesione w wyniku takiej wypaczonej konwersji przewyższają częstokroć ubytki spowodowane wydarzeniami o gwałtownym przebiegu i negatywnych następstwach - historia zna wiele przypadków destrukcji elementów lokalnej i globalnej różnorodności kulturowej, które odeszły w niepamięć na skutek ideofobicznie motywowanego zaniedbania i zaniechania.

Między ksenofobią a ideofobią zachodzi związek, który w ostatnich dziesięcioleciach staje się coraz bardziej namacalny. Współzależność między rozwojem zmonopolizowanej wizji wspólnoty kulturowej a narastaniem skłonności do lekceważenia identyfikacji z "własnym podwórkiem" objawia się z coraz większą siłą. Im mocniej biją w werble "ostatni prawdziwi patrioci" zachłystujący się pokrzykiwaniami o swoiście przez nich pojmowanej narodowej lub etnicznej kulturze, tym większe zniechęcenie towarzyszy jakimkolwiek formom identyfikacji z rodzimym dziedzictwem u osób postronnych. Im bardziej zmarginalizowana i deprecjonowana jest kultura własna, tym szybciej rosną szeregi jej samozwańczych i zapalczywych obrońców i interpretatorów w duchu ksenofobii. Rozwój skrajności nie pozostawia wiele miejsca na zdrowy rozsądek, wyważone sądy i spokojną refleksję. Używając terminologii Benjamina R. Barbera, coraz większego znaczenia nabierają i Dżihad i Mc Świat w najbardziej skrajnych i absurdalnych postaciach. Scylla etnicznych czystek i nienawiści oraz Charybda kosmopolitycznego troglodytyzmu - to rozwiązania po prostu smutne i głupie. Nie dajmy się zwariować, szukajmy ojczyzny, jak Miłosz...

Remigiusz Okraska

 

 

Wydarzenia

UKRAINA NA ROZBRACIE

Dnia 29 maja br. Stowarzyszenie Inicjatyw Ulicznych "Ulica" oraz Kolektyw "Rozbrat" zorganizowały imprezę pt. Festiwal Kultury Ukraińskiej w Polsce "Ukraina na Rozbracie".

Może na początek dla poinformowania osób niezorientowanych kilka słów o samym miejscu festiwalu, bo z pewnością jest to pierwsze takie miejsce, gdzie zawędrowała kultura narodu ukraińskiego. Skłot "Rozbrat" to kilka nielegalnie zajętych budynków, przeważnie baraków, które po części spełniają rolę mieszkalną a po części stanowią tzw. Centrum Kultury. Miejsce na swe spotkania w tym miejscu znajdują praktycznie wszyscy, którzy chcą działać i tworzyć poza coraz bardziej jednolitą kulturą masową. Mamy więc tu awangardowych artystów, ekologów i obrońców praw zwierząt, anarchistów jak i inne osoby nie określające się, a znajdujące tutaj i dla siebie miejsce na samorealizację. Wśród właśnie tych różnych ruchów i osób od owego 29 maja swe miejsce znalazły tu i mniejszości narodowe zamieszkujące Polskę.

Tyle tytułem wstępu, teraz może już o samym festiwalu, który moim zdaniem był imprezą bardzo udaną.

Wszystko zaczęło się od krótkiej przemowy na początek, która była również tłumaczona na język ukraiński. Po tym wstępie imprezę rozpoczął chór prowadzony przy wydziale ukrainistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Program składał się głównie z tradycyjnych pieśni ukraińskich śpiewanych przy akompaniamencie gitary i przeszkadzajek. Zespół HUTIR reprezentował tradycyjna muzykę folkową. Przy skocznych rytmach można było sobie zdrowo pohasać. Ostatnią grupą wieczoru była kapela ETNOS, która muzycznie nieco odchodziła od ukraińskiego folkloru, ponieważ prezentowała muzykę z pogranicza trans/acid jazzu z wpływami etno i bardzo dobrym wokalem Anny Kurak. Występ tego zespołu urozmaicony był slajdami prezentującymi piękne krajobrazy wschodnich terenów Polski oraz Ukrainy.

Oczywiście muzyka była tylko jednym z punktów całej imprezy. W międzyczasie można było posłuchać dwóch wykładów dotyczących historii naszego wschodniego sąsiada i po części też historii Polski. Pierwszy z nich dotyczył "anarchistycznego buntownika" z okresu rewolucji i wojny domowej Nestora Machno. Wykład nie był zbyt długi ale dla osób nie znających tematu mógł być ciekawy. Druga prelekcja dotyczyła bardzo kontrowersyjnej sprawy, mianowicie dziejów Ukraińskiej Armii Powstańczej. Na szczęście osoba prowadząca ten wykład podeszła do tematu w miarę obiektywnie nie broniąc jednej czy drugiej strony. Mowa w nim była zarówno o akcji "Wisła" jak i o rzezi na Wołyniu.

W czasie trwania imprezy można było obejrzeć kilka wystaw. Była ekspozycja dotycząca UPA (choć szkoda, że tylko z ukraińskimi opisami), była bardzo ciekawa prezentacja starych fotografii z lat 1933-34 przedstawiająca życie codzienne i święta jednej z łemkowskich wsi. Łemkowszczyzny dotyczyła też wystawa fotografii współczesnych, jak i rysunków cerkiewek w większości już dziś nie istniejących. Cały czas w bibliotece mieszczącej się w jednym z budynków można było przeglądnąć wystawę książek dotyczących Ukrainy i Łemkowszczyzny. Co ciekawe, ekspozycja obejmowała również książki o wymowie antyukraińskiej (w większości autorstwa E. Prusa). W końcu do obejrzenia była wystawę Piotra Storoniaka "Ikony zmierzchu Europy", która budziła chyba największe kontrowersje wśród oglądających.

W czasie całej imprezy panowała bardzo przyjazna atmosfera, zawsze można było się schłodzić piwem. Nie obyło się również bez tradycyjnego barszczu ukraińskiego.

Bardzo duży procent ludzi przybyłych na festiwal stanowiły osoby w średnim wieku a momentami można było zobaczyć i ludzi w wieku już dość poważnym. Oczywiście większość stanowili młodzi, którzy po zakończeniu "oficjalnego" programu bawili się niemalże do białego rana przy ognisku.

Pierwszy festiwal ukraiński na Rozbracie mamy już za sobą. Miejmy nadzieję, że za rok znów będzie można usłyszeć tam muzykę ukraińską.

Wszystko to przeżył i spisał

Janusz "Krawat" Krawczyk

Od redakcji:
Mamy nadzieję, że na Rozbracie będzie można usłyszeć nie tylko muzykę ukraińską, ale też inne odmiany muzyki etnicznej.