Strona główna
nr 2 (4), 1999


Naszym zdaniem

W Sejmie trwają prace nad "Ustawą o mniejszościach narodowych i etnicznych w Rzeczpospolitej Polskiej". Ustawa ta jest niezwykle ważna i potrzebna, czemu nikt nie przeczy. Ale, jak to mówią, "diabeł tkwi w szczegółach", i niektóre proponowane rozwiązania budzą opór. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (a ściślej - jego Departament Prawny) sformułowało oto sześć zarzutów. Do dwóch z nich chcielibyśmy się ustosunkować.
W punkcie 2 czytamy: Poważne wątpliwości budzi fakt, iż przy ustaleniu wykazu gmin (w której język mniejszości będzie używany jako język pomocniczy - J.T.) nie ma obowiązku zasięgania opinii organów jednostek samorządu terytorialnego. Wydaje się, iż tryb ten powinien obejmować co najmniej pozytywną opinię organów stanowiących gminy, jak i sejmiku samorządowego. Ten pozornie słuszny postulat w praktyce może uniemożliwić wprowadzenie języka mniejszości do urzędów. Nietrudno sobie bowiem wyobrazić sytuację, gdy polska większość w lokalnym samorządzie będzie protestować przeciwko takiemu rozwiązaniu.
Z kolei w punkcie 4 stoi: Wątpliwości budzi zapis (...) mówiący, iż koszty tłumaczeń postępowania lub korespondencji mają obciążać Skarb Państwa. (...) Wydaje się, iż koszty te powinny ponosić jednostki samorządu terytorialnego w interesie których wprowadzono język pomocniczy. Być może niektóre sformułowania ustawy są nieprecyzyjne, ale ich intencja jest prawidłowa. Jeśli kosztami tych tłumaczeń obciążymy samorządy lokalne, to należy im zagwarantować dodatkowe fundusze na ten cel. W przeciwnym razie gmina "mniejszościowa" będzie musiała wydatkować na to środki, które mogłyby być przeznaczone np. na drogi czy oczyszczalnie, jej mieszkańcy byliby więc w gorszej de facto sytuacji.
Zachowanie tożsamości jest prawem każdego człowieka. Ponieważ zaś przedstawicielowi mniejszości trudniej jest swą tożsamość zachować, słuszne wydaje się zapewnienie mu szczególnej ochrony.