J@ny Waluszko
[Fragmenty tekstu "Kilka uwag o ideikach metafizyki społecznej..." (Gdańsk, zima 91/92). Tytuł i skróty pochodzą od redakcji. Przedruk za wiedzą i zgodą autora.
...dziś, zwłaszcza w kraju zacofanym, w modzie jest nowoczesność
("Europa"). Postulat nowo(czesno)ści wyrządza ludziom same szkody, a jest
bezsensowny i paradoksalny, szczególnie jako miernik wartości działań i instytucji
ludzkich. To, że chleb jest powszedni nie umniejsza jego wartości, a wręcz przeciwnie,
choć "ile go trzeba cenić ten tylko się dowie, kto go stracił".
Paradoksalnie bowiem łatwiej widzimy to, czego nie ma, co nie gra - niż to, co jest
(dobre). Ponadto ciągłe argumentowanie nowością odwraca uwagę od rzeczy wielokroć
istotniejszej, tzn. adekwatności, czyli zgodności z potrzebami i zasadami życia w
ogóle. Niezaspokojenie potrzeb i sięganie po ersatze rodzi głód permanentny - tylko
zaspokajając pragnienie podstawowe możemy przerwać błędne koło postępu - i to w
każdej chwili, tak jak w każdej chwili możemy przerwać koło wcieleń, a konieczności
historyczne i naturalne prawa nie są zasadami, lecz faktami - skutkami naszej bierności
wobec zdarzeń życia publicznego i codzienności. Rozwiązaniem nie jest jednak kreowanie
życia wg odgórnych założeń ideologicznych, lecz wyczucie i udział w rytmie życia we
wszystkich skalach - od ruchu elektronów, poprzez biomasę i ludzkie społeczności, aż
po ruch galaktyk. Społeczności tradycyjne posiadały mechanizmy samoregulacyjne,
umożliwiające dostosowanie się do tego rytmu i jego zmiany, ponieważ życia
doświadczały bezpośrednio a nie poprzez iluzje tele-wizji. Nie poddawały się chaosowi
ani manipulacji.
(...) By funkcjonować w życiu lub odnaleźć ład świata (doświadczyć jego sensu)
możemy oprzeć się na zgodnej z naturą kulturze archaicznej lub głosie wewnętrznym -
(poznaniu źródła) nieświadomości kolektywnej. Społeczności tradycyjne posiadały
zrozumienie i techniki drogi życia, np. inicjację, która czyniła człowieka dorosłym
poprzez doświadczenie jego istoty. Dziś tego brak. Sądzimy, że tradycyjne
społeczności były konserwatywne, co ograniczało swobodę jednostki, ale nie jest to
ścisłe. Człowiek bez korzeni, oparcia, pewności siebie - pierwszy pada ofiarą
totalitaryzmu (kija i marchewki, komunizmu i kapitalizmu). Po drugie - znamy głównie
społeczności tradycyjne z okresu ich zdogmatyzowania (po utracie raju kamiennego świata
- rewolucji neolitycznej - gdzie głos natury zastąpiły normy a kontakt z absolutem
dostępny był tylko mistykom - producentom gnozy, zwalczanym przez jej handlarzy -
kapłanów). Wcześniej były one niezwykle pragmatyczne, a jeśli ktoś odbiegał od
normy - nie był odrzucany, lecz wywyższany - zostawał szamanem i dopiero potem
"święty" król stał się zwyczajnym władcą.
Tak samo i z Rzeczpospolitą Polską, jej demokracją bezpośrednią i
szacunkiem dla praw jednostki czy mniejszości (tylko u nas Kopernik mógł
"wstrzymać słońce..." a Budny "oczyścić Biblię z rzeczy niezgodnych z
rozumem" bez problemów ze strony inkwizycji). Skończyło się to, gdy Polska z
"krakowskiej" stała się "warszawską", z sarmackiej - katolicką, a
"złota wolność" jęła zmieniać się w dogmat i gdy wraz z chaosem
umacniała się władza.
(...) Historia na to jest by uczyć, a nie - by tworzyć legendy. Bez jej znajomości
trudno zrozumieć dzień dzisiejszy - dzieje naszego kraju i jego kultury pozwalają
zrozumieć "polskie piekło (bagno)", ale też poznać "zrealizowaną
utopię" jaką była I Rzeczpospolita (XV - XVIII w.) - była ona bowiem modelem
organizacji życia społecznego opartej na zasadach wolnościowych, dalekim wprawdzie od
doskonałości, lecz istniejącym (czego nie da się powiedzieć o utopiach zachodnich i
rosyjskich intelektualistów, anarchistów nie wyłączając).
(...) Świadome wstecznictwo często bywa bardziej postępowe niż awangarda (dlatego
lepiej być ariergardą kultury narodowej i pilnować, by nikt nie wyrżnął jej w
dupę). Wystarczy zauważyć, że odkrycia współczesnej nauki - od fizyki po
psychologię - stają się zadziwiająco zgodne z "filozofią wieczystą"
mistyków Wschodu (tao fizyki), a mądrość archaicznych społeczności daje większe
szanse przeżycia (i) szczęścia niż wiedza i wiara Europy, która znów wpędziła sie
w kryzys i szuka alternatywy, nowej orientacji. Podobnie jest i z Sarmacją: dotyczy to
zarówno rewolucji jaką w XVI w. przeprowadzono u nas pod hasłem egzekucji starych
(niby) praw, jak i alternatywy wobec organizacji życia społecznego we współczesnym
świecie. Nie idzie przy tym o przywracanie dawnych form ustrojowych (zdogmatyzowane
elitarne szlachectwo czy pomieszanie samorządności i monarchii było niekonsekwencją
źle służącą Rzeczpospolitej), lecz o istotę sarmatyzmu: dobrowolność,
samorządność, wielokulturowość, współistnienie, czy aktywny udział w rzecz
pospolitej. Owocem tego był wyjątkowy szacunek dla praw mniejszości. Demokracja
oznaczająca władzę 99 ludzi nad jednym jest taką samą dyktaturą jak samodzierżawie.
Świadomość tego kazała naszym przodkom godzić się na bezsilność władzy byleby nie
naruszyć praw jednostki. Bowiem "Rzeczpospolita nie rządem stała, a swobodami
obywateli" (! tak brzmi pełne hasło Sarmatów). I póki nie zwyciężył zgniły
kompromis - Rzeczpospolita była bogata, silna i szczęśliwa. Źródłem tego była
jedność w różnorodności, a i sama wielość narodów, kultur, religii, stylów życia
i organizacji społeczności współistniejących ze sobą i tworzących mieszankę
wybuchową, której nauka i demokracja europejska wiele zawdzięczają, choć nie wszystko
umiały w swej żądzy władzy przyjąć.
Glebą sarmackiej specyfiki była nie dworska kultura wysoka, lecz mozaika
współistniejących i przenikających się, pogranicznych, lokalnych kultur. Folklor
szlachecki i plebejski opierał się na bezpośrednim kontakcie twórcy i odbiorcy dzieła
(np. słowa mówionego: retoryka publiczna, kazania, gawędy i sztuka konwersacji, czyli
rozmawiania, czego tak dziś brak) oraz aktywnym udziale odbiorcy (vide: sylwy -
rękopiśmienne książki, gdzie czytelnik zapisywał interesujące go utwory, dokumenty,
zdarzenia, porady etc., często - zwłaszcza w przypadku tłumaczeń - dokonując zmian i
adaptacji zależnych od swego gustu i talentu; lubowano się też w doskonaleniu
konceptów nie dbając o prawa autorskie i fakt, że "to już było"). Wiele
zdarzeń z życia publicznego, religii czy obyczajowości było akcjami parateatralnymi
bez podziału na (od)twórców i odbiorców, a nawet klasyczne formy twórczości nie
były zamknięte dla "zawodowców" (retoryki czy poetyki uczono wszystkich, a i
aktorstwa w szkolnych spektaklach granych przez uczniów). Sądzimy, że kultura
alternatywna mogłaby się tu wiele nauczyć, znajdując wiele inspiracji ideowych i
formalnych. Zaś masowe media tworzą masową kulturę, anonimową produkcję dla
anonimowych odbiorców. Nie ma tu związku między ludźmi, ani z rzeczywistością a
zarabiają na tym pośrednicy. To władza i kapitał chcą standaryzacji. Przyszłość
należy do kultur lokalnych, gdzie każdy jest artystą i widzem a przedmiotem kreacji -
życie.
Autor był m.in. założycielem Ruchu Społeczeństwa Alternatywnego w 1983 r., Międzymiastówki Anarchistycznej w 1988 r. i Federacji Anarchistycznej w 1989 r.