Strona główna
nr 4(12)/2000


POLONIA W NIEMCZECH: stare i nowe problemy

W jednym z marcowych numerów niemiecki tygodnik „Die Woche” poświęcił obszerny artykuł tematowi powrotu „niemieckich Polaków”, głównie pochodzących ze Śląska, do „ojczyzny”. Jak odnotowano, w latach 80. tylko ze Śląska wyemigrowało do Niemiec około 500 tys. osób. Wg niemieckich danych z Federalnego Urzędu Staty-stycznego w 1998 r. z różnych landów wymeldowało się łącznie ponad 70 tys. osób. To zjawisko zupełnie nowe, a jego przyczyną może być, obok tęsknoty za rodzinnymi stronami, głównie „czynnik finansowy”. 

Polonia niemiecka, czyli według zapisu traktatowego z 1991 r. (art. 20 ust. 1) „osoby posiadające niemieckie obywatelstwo, które są polskiego pochodzenia, albo przyznają się do języka, kultury lub tradycji polskiej”, to grupa licząca według danych szacunkowych 1,5 - 2 miliony osób. Stanowi ona, po tureckiej grupie etnicznej, drugą co do wielkości „społeczność miejscową” w RFN. Należy przypomnieć, że określenie „mniejszość” – Minderheit względnie Volksgruppe odnosi się jedynie do Duńczyków i Fryzów Północnych oraz Serbołużyczan. Romowie uważani są grupę socjalną, zaś Żydzi za grupę religijną. 

Ta duża liczba osób z polskim rodowodem, zakwalifikowana zresztą do tzw. „grupy nomadycznej”, jest bardzo zróżnicowana w odniesieniu do kraju pochodzenia, obecnego statusu prawnego w Niemczech, stopnia zintegrowania, czy też raczej, często nadgorliwie pospiesznego, zasymilowania się ze społeczeństwem niemieckim, motywów emigracji, poziomu materialno-intelektualnego, miejsca w stratyfikacji społeczeństwa w Niemczech, mniej lub bardziej aktywnego uczestnictwa w zorganizowanym życiu polonijnym. Biorąc pod uwagę ten ostatni z wymienionych aspektów, odnotujmy, że około 100 zarejestrowanych organizacji polonijnych w Niemczech skupia jedynie 20 – 25 tys. osób, z czego aktywnie w życiu organizacji uczestniczy 1,5 – 2% członków. Na dodatek – jak wiadomo – stowarzyszenia bazujące na środowiskach starej emigracji zarobkowej dość niechętnie widzą możliwość bliższej, zorganizowanej współpracy z emigracją lat ostatnich.

Przyjrzyjmy się zatem, z konieczności pokrótce, historycznemu przekrojowi polskiej grupy etnicznej w Niemczech.

Bardzo ważną rolę w środowisku polonijnym odgrywa stosunkowo liczna grupa nauczycieli polskich aktywnie pracujących w systemie szkolnictwa niedzielnego i publicznego (prowadzących zajęcia z Muttersprachlicher Ergaenzungsunterricht). W samej tylko Nadrenii-Westfalii z tej drugiej formy nauczania języka polskiego jako ojczystego korzysta ponad 600 dzieci. Negocjacje o dwustronnym delegowaniu nauczycieli do placówek oświatowych trwają od 1990 r. Rozpoczęły się od skierowania do Polski pierwszej grupy nauczycieli niemieckich w ramach programu rządowego. Jednakże strony nie mogły uzgodnić jednoznacznych zapisów dotyczących np. ulg podatkowych i celnych dla osób delegowanych do pracy w tym trybie. W 1994 r. strona polska zaproponowała uzupełnienie porozumienia o klauzulę wzajemności. Nie została ona jednak przyjęta przez stronę niemiecką. Ostatecznie w 1997 r. w Polsce pracowało 127 nauczycieli niemieckich, zaś polskich w Niemczech ok. 30. Obecnie MEN rozważa ewentualność powołania polsko-niemieckiej grupy ekspertów, której zadaniem byłoby opracowanie projektu umowy. W dalszym ciągu większość polskich nauczycieli pracuje w szkółkach niedzielnych, organizacjach kulturalno-oświatowych i – jak wspomniałem – nielicznie w ramach systemu finansowanego przez władze landowe. W marcu 1997 r. w Kolonii odbyła się inauguracja nauczania języka polskiego jako ojczystego w szkołach podległych władzom landowym. W tym przypadku uczniowie otrzymują na świadectwach szkolnych odpowiedni wpis dotyczący nauczania języka ojczystego. Na szczeblu centralnym – ale wewnątrzpolonijnym – od 1994 r. funkcjonuje Katolickie Centrum Kultury, Tradycji i Języka Polskiego, któremu przewodniczy z urzędu rektor Polskiej Misji Katolickiej. 

Biorąc natomiast pod uwagę aktywność mniejszości w życiu politycznym obu krajów, to w przeciwieństwie do mniejszości niemieckiej w Polsce, mającej koło poselskie, Polonia nie posiada swych stałych przedstawicielstw na szczeblu federalnym i z rzadka reprezentowana jest na szczeblu lokalnym. W 1999 r. po raz pierwszy osoba polskiego pochodzenia zamieszkała w Niemczech została desygnowana do Grupy Obywatelskiej z ramienia PDS, która w ramach Zgromadzenia Narodowego brała udział w wyborach prezydenta RFN. 

Na taki, a nie inny stan rzeczy ma w głównej mierze wpływ niemiecki system ustawodawczy, który na szczeblu federalnym nie przewiduje ustawy dotyczącej mniejszości narodowej. Federalne władze niemieckie stoją na stanowisku, że ratyfikowany przez RFN w 1973 r. Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych ONZ (art. 23) oraz postanowienia konstytucji niemieckiej (art. 3) w pełni wyczerpują aspekty prawne tego problemu. Natomiast na szczeblu prawa krajowego (landu), jak wspomniałem, są trzy wyjątki: Duńczycy i Fryzowie na podstawie dwustronnych porozumień, Serbołużyczanie na mocy traktatu zjednoczeniowego (art. 23). Ustawa wyborcza do parlamentu Szlezwiku-Holsztyna zwalnia Duńczyków z 5% progu wymaganego od partii landowych, co automatycznie gwarantuje im wybór przedstawiciela.

Ustawodawstwo ustawodawstwem (po 1945 r. w Europie podpisano ok. 100 dwustronnych umów związanych z klauzulą o mniejszościach narodowych), ale najbardziej popularne i zarazem na swój sposób „liberalne” podej-ście do tego problemu ilustruje stwierdzenie „Minderheit ist wer will” (Mniejszością jest kto chce).

Wracając jednak do nasilającego się problemu reemigracji Polaków, którą prasa niemiecka przewrotnie określa „Drang nach Osten””, to według źródeł niemieckich możemy się spodziewać, że za trzy, cztery lata połowa polskich emigrantów mieszkających w Niemczech, którzy opuścili Polskę w latach 80. i otrzymali niemieckie paszporty, a jednocześnie zachowali polskie, może się ponownie przeprowadzić do „ojczystego kraju”. O polski paszport występują też rodowici Niemcy, będący w mieszanym związku małżeńskim, ponadto uczą się oni pilnie języka polskiego. W praktyce chodzi o biznes – z polskim paszportem łatwiej np. będzie w Polsce założyć spółkę handlową, firmę usługowo-produkcyjną, kupić ziemię, a chociażby bierna znajomość języka polskiego ułatwi kontakt i porozumienie z władzami lokalnymi. 

Stopniowo zanika kategoria azylanta z Polski, ale rodzą się nowe kategorie prawno-społeczne: biobywatele i multiobywatele. Pierwsi, a jest to zdecydowana większość, zdobyli upragnione niemieckie paszporty, powołując się najczęściej na niemieckie korzenie. Niegdyś przed niemieckimi urzędami deklarowali, że zrzekli się polskiego obywatelstwa, dziś do szuflady sięgają po paszporty z polskim godłem, bądź udają się do konsulatów, prosząc o wydanie nowych, gdyż stare zaginęły podczas przeprowadzek.

Co obecnie daje posiadanie dwóch paszportów – choć przecież ani Niemcy, ani Polska nie uznają podwójnego obywatelstwa? Jeszcze do końca ubiegłego roku w niemieckim ustawodawstwie o obywatelstwie obowiązywało prawo krwi, wprowadzone 22 czerwca 1913 r., zgodnie z którym Niemcem można było być tylko z urodzenia, a „zagraniczni obywatele” otrzymywali wyłącznie prawo do pobytu i pracy. Po ostatnich wyborach rząd socjalistów i Zielonych od stycznia 2000 r. odstąpił od tej anachronicznej ustawy.

Zdaniem tygodnika „Wprost” (w artykule „Ojczyzna jest tam – gdzie się najlepiej czuję” z marca b.r.): „/.../ posiadanie dwóch paszportów daje wiele przywilejów. W Polsce dokument z białym orłem umożliwia kupowanie nieruchomości za niewielkie pieniądze, ułatwia postępowanie spadkowe. Z kolei ten z czarnym orłem otwiera drzwi w całej Europie, zapewnia emeryturę, zasiłki itp. Często dzięki dwóm paszportom można płacić niższe podatki; w naszym kraju pracownik deklaruje, że rozlicza się z fiskusem w Niemczech, tam zaś mówi, że płaci w Polsce. W praktyce oznacza to niepłacenie podatków w obu krajach. Co więcej, Niemiec z polskim paszportem może wwieźć do polski towary i w Niemczech otrzymać zwrot podatku VAT. To samo może zrobić jadąc w drugą stronę /.../. Osoba, która w RFN jest bezrobotnym Niemcem, otrzymuje zasiłek, ma ubezpieczenie i prawo do wszelkich świadczeń socjalnych, tymczasem w Polsce pozostaje Polakiem prowadzącym własny biznes – mówi przedstawiciel organizacji polonijnej, powołując się na konkretne przykłady.

Cóż zatem z tym – nowym przecież problemem – począć? Zjawiska migracji w najbliższych latach w granicach zjednoczonej Europy będą się nie zmniejszać, a wprost przeciwnie nasilać. W ostateczności każdy będzie mieszkał tam, gdzie sobie wybierze, gdzie /.../ mu się będzie opłacać. Znane są już przykłady wielkich gwiazd sportu, ekranu, które zmieniają nie tylko kraj zamieszkania, ale i obywatelstwo z przyczyn /.../ podatkowych”. Problemem jest, jak zauważa wspomniany tygodnik, że obecna sytuacja rodzi obiekcje etyczne – przesiedleńcy z Niemiec korzystają z różnych przywilejów w RFN i w Polsce, a budżety obu krajów „korzystają na ich przedsię-biorczości znacznie rzadziej”
.

Jaka natomiast przyszłość znajduje się przed stowarzyszeniami i grupami polonijnymi w Niemczech, np. Stowarzyszeniem Polskich Artystów w Niemczech, które jako jeden ze swoich celów uznaje „uwydatnienie wkładu kultury polskiej w rozwój multikulturalnego charakteru społeczeństwa kraju osiedlenia” czy Polskim Towarzystwem Medycznym?

Traktat polsko-niemiecki stworzył warunki finansowego wspierania Polonii niemieckiej. W pierwszych latach jego obowiązywania dotacje te miały charakter doraźny i pochodziły z funduszy landowych. Federalna pomoc finansowa została uruchomiona w 1994 r. i była realizowana przez Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, któremu podlega opieka nad mniejszością niemiecką za granicą, jak również sprawy mniejszości w kraju. Od końca 1998 r. finansowanie projektów polonijnych zostało przekazane Pełnomocnikowi ds. Kultury i Mediów w Federalnym Urzędzie Kanclerskim. W gestii niemieckiego MSW pozostały kwestie prawno-polityczne.

Od pewnego czasu można zaobserwować poważną stagnację w stosunkach organizacji polonijnych z niemieckimi władzami federalnymi. Przyczyną jest brak faktycznego uznania przez władze niemieckie naczelnej organizacji polonijnej – Konwentu, jako reprezentacji zorganizowanej Polonii, jednoczącej ok. 80% organizacji i praktyczna blokada federalnych środków finansowania działalności polonijnej, np. w 1998 r. nie można było wykorzystać z przyczyn formalno-prawnych 400 tys. DM przyznanych na działalność polonijną. Tę sama kwotę zaplanowano na rok 1999 i obecny. Na ten stan rzeczy nakładają się również różnice kompetencyjne między urzędem federalnym i urzędami landowymi. A problem pozostaje i, nie ukrywajmy, znacznie waży m.in. na tendencjach integracyjnych ruchu polonijnego w Niemczech. Powoduje także poważny zastój w oczekiwanej i pożądanej dla obu kultur i społeczeństw aktywności Polonii, skupiającej inteligencję emigrantów nowej generacji i, w przeciwieństwie do tych środowisk, przenosi ją na aktywność, którą – bezsprzecznie słusznie – określa się jako „nieetyczną”. 

Jerzy M. Włodarek

(powyższy tekst przedrukujemy z „Biuletynu Stowarzyszenia Wspólnota Polska” nr 4(93)/2000 za wiedzą i zgodą Redakcji)