zaKORZENIEnie
nr 1/1998


Mikroskopijna mniejszość

Remigiusz Okraska

Choć wśród zamieszkujących w Polsce przedstawicieli mniejszości narodowych i etnicznych znajdują się osoby należące do tak egzotycznych nacji, jak Karaimi, Tatarzy, Grecy, Żydzi, Ormianie czy Cyganie, wywodzący się ze stosunkowo odległych rejonów świata, to oprócz nich istnieje także inna, nader ciekawa zbiorowość, o której rzadko kiedy wspomina się przy okazji opracowań poświęconych prezentacji ziem Rzeczpospolitej jako wielonarodowościowej i wieloetnicznej mozaiki. Mam na myśli społeczność mieszkańców miasteczka Wilamowice, którzy przybyli do Polski z nie tak odległych stron jak Żydzi czy Ormianie, lecz których obecność stanowi jeden z dowodów na poparcie tezy, że terytorium Rzeczypospolitej zawsze było gościnne dla przybyszów wywodzących się z innego kręgu kulturowego i językowego.
Wilamowice to niewielkie miasteczko położone w połowie drogi między Oświęcimiem a Bielskiem-Białą. Choć pozornie nie wyróżnia się ono niczym szczególnym spośród setek podobnych małych miast, to jednak jest miejscem niezwykłym, zaskakującym swą historią osoby nieprzygotowane na takie rewelacje. Miasto to jest bowiem miejscem zamieszkania zbiorowości wyróżniającej się na tle okolicy osobliwym językiem i przeszłością.

Ludność dzisiejszych Wilamowic to w dużej mierze potomkowie osadników przybyłych na te tereny w XIII wieku. Okolica ta, spustoszona wyniszczającymi najazdami Mongołów stanowiła w owym okresie swego rodzaju ziemię niczyją, zamieszkałą przez nieliczne grupy ocalałych osadników. Książę opolski Władysław dążąc do przywrócenia osadniczego i gospodarczego stanu rzeczy sprzed mongolskiej inwazji sprowadził na te ziemie kilka grup kolonistów z zachodniej części Europy.

W roku 1250 za panowania Bolesława Wstydliwego przybywa na te tereny grupa osadników pod wodzą Wilhelma (Wiliama) i zakłada niewielka wioskę nazwaną od imienia przywódcy Wilamowicami. Skąd przybyli koloniści? Zdania co do miejsca, z którego wywodzili się pierwsi Wilamowianie, są podzielone wśród historyków. Najczęściej wymienianym obszarem jest pogranicze Nadrenii i Flandrii (mówi się o księstwie Schaumburg-Lippe) oraz Fryzja. Bezdyskusyjny jest natomiast fakt, że osadnicy pochodzili z któregoś z plemion germańskich. Cechy języka używanego przez Wilamowian wskazują na liczne podobieństwa z dialektami flamandzkimi i holenderskimi. Józef Latosiński w swej "Monografii miasteczka Wilamowic" (Kraków 1909) pisze, iż "gwara wilamowicka jest narzeczem tej niemczyzny, która w XIII w. kwitła w okolicach środkowej i dolnej Wezery, skąd praojcowie Wilamowiczan w te strony przybyli. Głównym rdzeniem tejże gwary jest narzecze staro-górno-niemieckie oraz średnio-górnoniemieckie; oprócz tego widać wybitne cechy gotyku, narzeczy dolnoniemieckich, jako to: anglosaskiego, starosaskiego, staropółnocnego oraz języków niderlandzkiego oraz angielskiego. (...) Podstawą przeto gwary wilamowickiej jest język starogermański, a względnie narzecza tego (...) z obfitą przymieszką pierwiastków anglosaskich, holenderskich, angielskich, a nawet duńskich". (s. 263)

Nieprzypadkowo przytaczam tak dokładny opis zawiłości językowych dialektu używanego przez mieszkańców Wilamowic, gdyż to mowa była przez wieki i pozostaje do dziś (choć w mniejszym stopniu) głównym i najbardziej widocznym przejawem ich odmiennego pochodzenia etnicznego. Język Wilamowian jest szczególny i niezrozumiały dla Polaków, a wielowiekowe wpływy i naleciałości sprawiły, że równie egzotyczny jest on dla osób posługujących się na codzień językiem niemieckim. [taka sama sytuacja zachodzi w przypadku tzw. Sasów siedmiogrodzkich - J.T.]

Założona w 1250 r. osada rozwijała się pomyślnie. Wilamowice stanowiły wyjątek wśród innych okolicznych osad założonych przez kolonistów, gdyż mieszkańcy tej wsi nie porzucili swej obyczajowości i języka oraz w przeciwieństwie do pozostałych zbiorowości nie ulegli daleko posuniętej polonizacji kulturowej. Aż do końca II wojny światowej w powszechnym użyciu był wilamowicki dialekt zwany "wymysojerem". Mieszkańcy osady nie opuszczali na ogół jej na stałe, a co ciekawe - związki małżeńskie zawierano bądź to w obrębie własnej zbiorowości (endogamia), bądź też po zawarciu takiego związku z osobą z zewnątrz ów obcy szybko asymilował się.

Wilamowicka zbiorowość trwała zatem w pewnej izolacji, kultywując własne tradycje i broniąc się przed wchłonięciem przez inne zbiorowości, co jednak nie oznaczało całkowitego odcięcia się od wpływów zewnętrznych (ciekawostką jest tu fakt, że w 1820 r. urząd gromadzki w Wilamowicach podjął uchwałę zabraniającą Żydom osiedlania się w tej miejscowości). Napływ większych partii ludności okolicznej do miasteczka rozpoczął się dopiero w pierwszych latach XIX wieku.

Choć cytowany wyżej Latosiński podkreśla bardzo silne przywiązanie osadników i ich potomków do katolicyzmu to jednak w historii miejscowości miały miejsce akcenty związane z wpływami innych wyznań. W 1424 r. za sprawą ówczesnych właścicieli osady Jana i Mikołaja Biesów herbu Kornicz mieszkańcy Wilamowic przyjęli nauki husyckie, jednak epizod ten nie trwał długo. Natomiast w 1550 r. część mieszkańców idąc w ślad za Janem z Gierałtowic Wilamowskim przechodzi na kalwinizm, a kościół parafialny w Wilamowicach zostaje zamieniony na zbór. Katolicyzm zostaje przywrócony w 1626 r. przez nowego właściciela osady Krzysztofa Korycińskiego, starostę gniewkowskiego.

Założona przez kolonistów osada wyróżniała się na tle rdzennie polskich wsi znacznie wyższą kulturą rolną. Mieszkańcy Wilamowic znani byli w okolicy ze swej pracowitości i zamiłowania do porządku. Wilamowianie zajmowali się głównie uprawą roli, choć nie sprzyjały temu zajęciu średniej jakości gleby. Wśród uprawianych roślin dominowały: żyto, owies, ziemniaki i koniczyna. Z upływem czasu rozwinęła się też hodowla bydła na sporą skalę. Liczne były w osadzie warsztaty rzemieślnicze: szewskie, stolarskie, krawieckie, rzeźnicze, piekarskie, kowalskie, garncarskie oraz placówki handlu artykułami spożywczymi.

W roku 1808 mieszkańcy osady podjęli uchwałę o wykupieniu się od poddaństwa, co w tymże roku uczynili stając się ludźmi wolnymi. Już wkrótce, w latach 1817-1818 podjęto starania o podniesienie osady do rangi miasteczka, co zostało uwieńczone sukcesem. Od tej chwili datuje się błyskawiczny rozwój Wilamowic. Wzrasta liczba mieszkańców zajmujących się handlem z takimi ośrodkami jak Kraków, Istambuł, Ryga czy Wiedeń (miejscowym zwyczajem było posyłanie do tego miasta młodzieńców w celu nabycia umiejętności rzemieślniczych), a głównym atutem handlowym stały się znakomitej jakości tkaniny, których produkcja w miasteczku rozwinęła się w sposób żywiołowy (na początku XX w. było w Wilamowicach ok. 150 tkaczy). Tradycja ta podtrzymywana jest do dziś przez Zakłady Przemysłu Lniarskiego "Alen".

Kulturowa odmienność mieszkańców Wilamowic przejawiała się przede wszystkim w języku, którym się posługiwali. Tradycje i obrzędy bowiem były w dużej mierze podobne jak w rdzennie polskich wioskach i bazowały na chrześcijańskiej symbolice i rytuałach wzbogaconych o ludowe przesądy i wierzenia. Katolicyzm, poza wspomnianymi uprzednio okresami "innowierstwa" stanowił istotny element składowy życia zbiorowego Wilamowian; stąd pochodził arcybiskup i metropolita lwowski Józef Bilczewski. Ciekawym przykładem oryginalności kulturowej jest stylizowana na "Boską komedię" historia Wilamowic napisana w drugiej dekadzie ubiegłego stulecia przez Floriana Biesika, oczywiście w miejscowym dialekcie.
Na uwagę zasługuje na polu kultury pieczołowitość jaką darzy się w Wilamowicach tradycyjny strój kobiecy. Niewielkie zmiany jakim uległ on na przestrzeni wieków świadczą o przywiązaniu tej zbiorowości do dziedzictwa przodków. Strój ten, niezwykle bogaty składa się z sześciu spódnic, tyluż czepków, kaftana, gorsetu, białej koszulki i fartucha, które to części garderoby są nader obficie zdobione.
Niestety, burzliwe dzieje i doświadczenia ostatnich kilkudziesięciu lat nie pozostały bez wpływu na kondycję tej zbiorowości. Trwała ona w znakomitej formie aż do wybuchu II wojny światowej. Gdy po klęsce wrześniowej niepodzielnymi panami tych ziem stali się hitlerowcy, z właściwym sobie lekceważeniem faktów historycznych uznali oni Wilamowian nie tylko za swych "braci w rasie" (co byłoby dość zasadne), lecz także za rodowitych Niemców, choć oczywiście nikt z mieszkańców miasteczka nie znał języka niemieckiego ani nie identyfikował się z niemczyzną. Mieszkańców zmuszono do podpisania volkslist, co miało swe negatywne następstwa w latach powojennych, gdyż władza ludowa uznała Wilamowian za kolaborantów, "element podejrzany", etc.
Jednak najbardziej dezintegrujący wpływ na społeczność Wilamowic miały lata powojenne. W okresie stalinizmu wielu mieszkańców wywieziono do sowieckich łagrów. Władze polskie dążące do stworzenia jednolitego etnicznie państwa (czego wyrazem była wymierzona w spójne zbiorowości ukraińskie akcja "Wisła", czy prześladowanie ludności mazurskiej) zakazały używania dialektu wilamowickiego, używania strojów ludowych oraz jakiejkolwiek formy kultywowania swych tradycji kulturowych. Efekt kulturowej urawniłowki jest taki, że powszechnym tuż po wojnie dialektem posługuje się dziś ok. 100 osób, głównie starszych. Nie są też Wilamowice tak zwarte pod względem etnicznym jak dawniej. Po upadku realnego socjalizmu sytuacja uległa niewielkiej jedynie poprawie. Wilamowianie jako zbiorowość de facto marginalna nie doczekali się kompleksowych badań etnograficznych i językoznawczych. Niektóre pozytywy, jak możliwość kultywowania tradycji, są równoważone przez niszczycielskie oddziaływanie procesów globalizacyjnych i westernizację świata, które niczym walec drogowy miażdżą wielokolorową etniczną mozaikę. W Wilamowicach działa obecnie Zespół Pieśni i Tańca "FIL" odtwarzający miejscowe zwyczaje i prezentujący stroje ludowe. Wydaje się jednak, że będący unikatem na skalę światową "wymysojer" odchodzi pomału w niepamięć i nic nie wskazuje na to, by za kilkadziesiąt lat któraś z mieszkanek miejscowości rzekła jak przed laty do swego potomka: "byj gut maj zóon" - bądź dobry mój synu.


Jest wielce prawdopodobne, że ten pesymistyczny scenariusz sprawdzi się. I jest to bardzo smutne. Od świata zwierzęcego odróżnia gatunek ludzki przede wszystkim posiadanie kultury. Kultury tworzone są przede wszystkim przez grupy etniczne. Gdy ginie język to tak jakby bezpowrotnie umarł człowiek z całą swą niepowtarzalną osobowością...

Ale jednak tak się stać nie musi! Możliwym jest wszak wprowadzenie do wilamowickich szkół - jako przedmiotu nadobowiązkowego - nauczania języka "wymysojer" (który wszak ma swą formę literacką!) Wystąpić o to musiałyby same władze gminy, ale inicjatywą warto by wówczas zainteresować np. ambasadę Holandii (co być może zapewniłoby wsparcie finansowe).
J.T.