Strona główna
Numer specjalny

Lewica i patriotyzm


REWOLUCYJNY NACJONALIZM

Fala Malcolmanii wywołanym niedawnym filmem o przywódcy Organizacji Jedności Afroamerykańskiej przypomina środowiskom radykalnej lewicy o rewolucyjnym potencjale, jaki stanowią nacjonalizmy uciskanych grup etnicznych. Dokonajmy więc pobieżnego przeglądu najbardziej znanych narodowo- i rasowo-rewolucyjnych...

Muzułmanin Malcolm X był w latach 60. bohaterem czarnej Ameryki na równi z orędownikiem non-violence pastorem Martinem Lutherem Kingiem i marksizującymi partyzantami z Black Panthers Party. Również dziś ruch „Black Power” nie jest jednolity. W zależności od stawianych sobie celów strategicznych możemy wyróżnić w nim trzy nurty: integracjonistów, separatystów i repatriacjonistów. Integracjoniści pragną równouprawnienia Afroamerykanów w ramach wielokulturowego społeczeństwa amerykańskiego – czy to kapitalistycznego (umiarkowani, np. Krajowe Stowarzyszenie Rozwoju Ludności Kolorowej), czy to socjalistycznego. Separatyści domagają się utworzenia z części terytorium USA niepodległego państwa czarnej mniejszości – taki cel stawia sobie zarówno faszyzujący Naród Islamu (którego przywódca Louis Farrakhan wsławił się pochwałami pod adresem... Hitlera), jak i maoiści z ugrupowania Republika Nowej Afryki. Repatriacjoniści z Międzynarodowego Ruchu Panafrykańskiego kontynuują idee Marcusa Garveya (postać, która powinna być znana fanom reggae) chcąc powrotu wszystkich czarnych do ich afrykańskiej kolebki (dla tego celu uzyskali pomoc m.in. jednego z odłamów Ku-Klux-Klanu).

Nie tylko jednak kolorowi tworzą ruchy narodowowyzwoleńcze w Ameryce Północnej. W Kanadzie Front Wyzwolenia Quebecu próbował terrorem wywalczyć niepodległość dla francuskojęzycznej prowincji, której mieszkańców nazywano „Białymi Murzynami Ameryki”. Po terrorystyczne metody sięgnęli również niepodległościowcy portorykańscy, pragnący pełnej suwerenności swego „Wolnego Państwa Stowarzyszonego”.

Bardziej znany jest wszakże ruch amerykańskich Indian. Narodził się on na początku lat 60., gdy indiańscy studenci utworzyli Narodową Radę Młodzieży Indiańskiej. Pod wpływem radykalnego ruchu murzyńskiego pojawia się na XXIII Narodowym Kongresie Indian Amerykańskich w 1966 r. hasło „Red Power”, które usiłuje wcielić w życie radykalny Ruch Indian Amerykańskich (AIM), utworzony w 1968 r. przez Dennisa Banksa i Johna Trudela. Bojownicy indiańscy dokonali kilku spektakularnych akcji takich jak okupacja Alcatraz (1969) czy zajęcie Wounded Knee (1973), by zwrócić uwagę na prawa Indian. Dziś Leonard Peltier z AIM siedzi w więzieniu, ale indiańskie narody wciąż prowadza walkę o należne im prawa.

Skoro już jesteśmy przy Indianach zwróćmy uwagę na rasowy komponent latynoamerykańskich guerilli, które – choć inicjowane przez białych intelektualistów z klasy średniej – przetrwały tylko tam, gdzie udało się im porwać indiańskie plemienne chłopstwo. Roman Warszewski, autor książki poświęconej peruwiańskiemu Sendero Luminoso „Pokażcie mi brzuch terrorystki”, pisze: „Przed dwustu laty (...) kraj ten coraz wyraźniej zaczął się rozpadać na dwie części, dwie społeczności, dwie kultury. Na białe, nadmorskie, kreolskie Peru i chłopsko-indiańskie Peru gór... W rzeczywistości rebelia Sendero Luminoso to nic innego jak kolejne wydarzenie w ciągu chłopskich powstań, które od czasu konkwisty co kilkanaście lub kilkadziesiąt lat wybuchały w peruwiańskiej Sierze... Sendero niewątpliwie związane jest z andyjskim ruchem mesjanistycznym, narastającym falami od początku XVI wieku...” Jego obserwacje potwierdzają choćby przykłady Gwatemali (Partyzancka Armia Biednych) i meksykańskiego Chiapas (Zapatystowska Armia Wyzwolenia Narodowego).

Oczywiście żeby w Ameryce Łacińskiej być rewolucyjnym nacjonalistą nie trzeba być Indianinem. Kraje Ameryki Łacińskiej choć formalnie niepodległe, dławił polityczny, ekonomiczny i kulturalny dyktat USA. Nic więc dziwnego, że przeciw znienawidzonym gringos już w latach 30. I 40. wystąpiły populistyczne ruchy takie jak apryści (APRA – Amerykański Ludowy Sojusz Rewolucyjny) w Peru, ibanezyści w Chile, herreryści w Urugwaju, vargasiści w Brazylii, peroniści w Argentynie czy sandiniści w Nikaragui. Większość z nich straciła po latach swą pierwotną rewolucyjność, ale sztandar oporu przeciw Jankesom niebawem podjął młody działacz nacjonalistycznej Partii Ortodoksyjnej – Fidel Castro. Zwycięstwo Ruchu 26 Lipca ożywiło rewolucyjne siły Ameryki Łacińskiej: pojawiają się Tupamaros, neoperonistowscy Montoneros, Sandinowski Front Wyzwolenia Narodowego i inne grupy łączące idee Simona Bolivara z marksizmem. Nigdy nie zapomniano wszakże o narodowej specyfice – Tupamaros w 1972 r. ogłosili, że „nie do przyjęcia są dla Urugwaju trzy klasyczne drogi rewolucji: radziecka, kubańska i chińska”.

W Starym Świecie najpoważniejszym ośrodkiem „Narodowej Rewolucji” była Indonezja prezydenta Sukarno, aspirująca do zjednoczenia wszystkich kolorowych ludów przeciw zachodniemu imperializmowi. Eksperyment NASAKOM (współpraca nacjonalistów, komunistów i sił religijnych) został jednak w 1965 r. utopiony we krwi przez faszystowskich puczystów i dziś indonezyjski dyktator gen Suharto pełni rolę żandarma Azji Południowo-Wschodniej, tłumiąc np. niepodległościowy zryw mieszkańców Wschodniego Timoru. Timorski FRETILIN nie jest jedynym ruchem wyzwoleńczym na tym kontynencie – niepodległości dobijają się też Kurdowie w Turcji i Iraku, Tamilowie na Sri Lance, Beludżowie i Pusztunowie w Pakistanie, Karenowie i Szanowie w Birmie, Moro na Mindanao, separatyści patańscy na pograniczu tajlandzko-malezyjskim... Jak dotąd cel ten udało się osiągnąć tylko Bengalczykom z Pakistanu Wschodniego (1971 r.).

Nie możemy oczywiście też zapomnieć o Palestyńczykach, będących wszak natchnieniem wszystkich narodowowyzwoleńczych guerilli – i wielu zachodnich ekstremistów. To w ich obozach trenowali m.in. bojownicy Wyzwoleńczych Tygrysów Tamilskiego Eelamu (LTTE), Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei (PFLE) i Tajnej Armii Wyzwolenia Ormian (ASALA). Na odnotowanie zasługuje tu fakt, że Palestyńczycy nie przebierali wśród europejskich sojuszników: szkolenia przeszli u nich zarówno Andreas Baader z RAF, jak i Roger Coudroy – członek neofaszystowskiej Młodej Europy. Dziś główny nurt ruchu palestyńskiego – Palestyński Ruch Wyzwolenia Narodowego (Fatah) Arafata – poszedł na ugodę z Izraelem. Nie satysfakcjonuje ona jednak palestyńskich radykałów, którzy nadal prowadzą walkę o wyzwolenie całej Palestyny. O dziwo, w jednym szeregu „nieprzejednanych” stają dziś maoiści z Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny Habbasha czy Demokratycznego Frontu Wyzwolenia Palestyny Hawatmeha, panarabscy nacjonaliści z Rady Rewolucyjnej Al-Fatah Abu Nidala oraz integryści z Islamskiego Ruchu Oporu (Hamas).

Podział w palestyńskim ruchu narodowym znajduje swe odzwierciedlenie we wszystkich krajach arabskich. Przeciw imperializmowi występują tam dwie konkurencyjne siły: panarabizm i panislamizm. Pierwszy jest świeckim nacjonalizmem, który do jedności i wolności narodu arabskiego chce podążać wytyczoną jeszcze przez Kemala Ataturka droga modernizacji na wzór europejski. To linia reprezentowana przez dawnego przywódcę Egiptu Nasera i jego ucznia Kadafiego, jak też przez algierski Front Wyzwolenia Narodowego i Socjalistyczną Partię Odrodzenia Arabskiego rządzącą dziś w Syrii i Iraku. Druga orientacja odrzuca wszystko co europejskie: ustrój, model rozwoju, nawet samo pojęcie narodu (liczy się tylko „umma” – wspólnota wiernych). Ideałem fundamentalistów jest rządząca się prawami szariatu „teo-demokracja” (rządy Boga przez lud) na wzór irański. Eksponentami tego nurtu są np. Islamski Front Ocalenia (który w 1991 r. wygrał wybory w Algierii), libańska Partia Boga (Hezbollah), iracki Apel (Al-Dawa) czy egipskie Bractwo Muzułmańskie.

W Afryce dekolonizacja dobiegła już w zasadzie końca. Walkę podjętą na przełomie lat 50. i 60. przez Patrice’a Lulumbę (Kongo), Sekou Toure (Gwinea) i Kwame Nkrumaha (Ghana) do zwycięskiego końca doprowadziły bohaterskie ruchy partyzanckie: Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli, Front Wyzwolenia Mozambiku, Patriotyczny Front Zimbabwe, Organizacja Ludu Afryki Południowo-Zachodniej. Uzyskanie niepodległości często nie kończy jednak walk – wiele grup etnicznych pragnie własnych państw (o to walczy m.in. FROLINAT w północnym Czadzie, Front Wyzwolenia Oromo w środkowej Etiopii czy Ludowa Armia Wyzwolenia Sudanu na południu tego kraju; etniczne podłoże ma też np. partyzantka UNITA w Angoli). Przyjęta przez Organizację Jedności Afrykańskiej zasada nienaruszalności postkolonialnych granic została po raz pierwszy złamana w 1993 r. gdy niepodległość uzyskała Erytrea.

Uwagę świata przyciąga jeszcze „wewnętrzna dekolonizacja” Południowej Afryki – Azanii. Wbrew potocznym opiniom, tamtejszego konfliktu nie można jednak sprowadzić do rasowej wojny między Białymi i Czarnymi. Te dwie wielkie grupy etniczne rozdarte są wewnętrznymi konfliktami etnicznymi: ludność angielskojęzyczna jest dużo bardziej liberalna niż mówiący językiem afrikaans Burowie, zaś to co nazywamy „plemionami Bantu” (Zulu, Sotho, Khosa i inni) to w gruncie rzeczy odrębne narody z własną kulturą i tradycją. W dodatku w RPA żyją też Hindusi (stanowiący 32% ludności Natalu), Koloredzi, Buszmeni... Na czoło wysunęły się konflikty etniczne i dziś większość ofiar w RPA to zabici w starciach między popierającymi Mandelę Khosa a zuluskimi zwolennikami Butheleziego. Zaobserwować możemy sytuację wcześniej nie do pomyślenia: prokomunistyczny niegdyś Afrykański Kongres Narodowy porozumiewa się z rasistowską dotąd białą Partię Narodową na płaszczyźnie kapitalistycznej demokracji, podczas gdy Front Ludu Afrykańskiego i nacjonalistyczna partia Zulusów „Inkatha” tworzą opozycyjny federalistyczny Sojusz Wolności. Jakiekolwiek porozumienie z białymi odrzuca jedynie maoistowski Kongres Panafrykański, a żołnierze podziemnej Armii Wyzwolenia Ludów Azanii nadal głoszą hasło: „Jeden (biały) osadnik – jeden pocisk”.

Z rewolucyjnym nacjonalizmem mamy do czynienia nawet w bogatej Europie. Najdłużej o narodowe i społeczne zarazem wyzwolenie walczą Baskowie i ulsterscy Irlandczycy. Zarówno baskijska Herri Batasuna (Jedność Ludu – polityczne ramię ETA), jak i irlandzka Sinn Fein (Sami Sobie – legalne skrzydło IRA) niepodległość nierozerwalnie łączą z socjalizmem. W ich ślady idą Korsykanie (FLNC), Bretończycy (Emgann), Walijczycy (Meibion Glyndwr)... Lewicowa orientacja dominuje też wśród tych sił, które o niepodległość swoich krajów walczą legalnymi metodami, jak Szkocka Partia Narodowa, Katalońska Lewica Republikańska, Partia Walii, flamandzka Unia Ludowa czy założone przez związkowców Zgromadzenie Walońskie.

Wielu lewicowców popiera więc ruchy narodowowyzwoleńcze, rozumiejąc ich demokratyczny i antyimperialistyczny charakter. Oto co w wywiadzie dla „Qqryq” powiedział Deek, wokalista szkockiej anarchistycznej kapeli OI POLLOI: ”Wierzę mocno, że to jest dla nas ‘fucking shit’ być rządzonym przez bandę palantów z Londynu... Szkocja zawsze głosowała bardziej lewicowo, nigdy nie wybierała Thatcher... Szkocka Partia Narodowa jest bardziej lewicowa... Jakakolwiek decentralizacja władzy to krok we właściwą stronę... Niezależna Szkocja to dobry pomysł...”

„Barykada” nr 2, wrzesień-październik 1994 r.