Lewica i patriotyzm
Pierre Proudhon (1809–1895) jest, obok Bakunina i Kropotkina, jednym z „ojców-założycieli” anarchizmu. W istocie – Proudhon był bodaj pierwszym teoretykiem anarchistycznym nowożytnej Europy.
Za
siłę napędu historii uważał Proudhon idee sprawiedliwości i wolności. Choć
gorąco bronił drobnej (rzemieślniczej i chłopskiej) własności prywatnej,
to również namiętnie zwalczał własność kapitalistyczną, którą uważał
za kradzież. Proudhon dążył do zastąpienia kapitalizmu ustrojem „mutualistycznym”,
polegającym na świadczeniu wzajemnych usług na podstawie wolnej umowy
autonomicznych jednostek. Za główne źródło zła uważał istnienie pieniądza,
który jego zdaniem był siłą stwarzającą dochody bez pracy, proponował więc
tworzenie banków wymiany, dzięki którym istnienie pieniądza okazało by się
zbędne. Po zbudowaniu sprawiedliwego ustroju znikły by klasy społeczne i
niepotrzebne stało by się państwo, które powinno być zastąpione federacją
gmin. Przyszłość Europy Proudhon widział jako „konfederację federacji”.
Proudhon
był przeciwnikiem rewolucji sądząc, że działanie przemocą prowadzi do
despotyzmu, proponował ewolucyjne przemiany przeprowadzane przy bojkocie
instytucji państwowych. Przez wiele lat stał na gruncie współpracy klas, choć
w swej ostatniej pracy wrócił do idei całkowitej separacji politycznej
proletariatu. Brak natomiast zupełnie w jego teoriach ideałów
internacjonalistycznych: proponował swoje reformy myśląc wyłącznie o
Francji, wysoko cenił wartości narodowe, a nawet w jednym ze swych pism
gloryfikował wojnę jako warunek tężyzny moralnej i okazję do rozkwitu najwyższych
cnót.
Promieniowanie
myśli Proudhona było trwałe ale różnorodne. Francuski ruch syndykalny w XIX
w. był w znacznym stopniu pod jego wpływem: programowo odrzucał walkę
polityczną, dążąc do wyzwolenia klasy robotniczej przez organizację spółdzielni
i wzajemnego kredytu. Większość francuskich członków I Międzynarodówki była
proudonistami i przeciw zwolennikom rewolucji politycznej broniła
„mutualizmu” swego patrona. Pod znacznym wpływem Proudhona był także
Bakunin, głównie z uwagi na anarchosyndykalistyczne składniki jego programów,
a wielu proudonistów działało w Komunie Paryskiej. Również wśród późniejszych
anarchistów (Kropotkin) cieszył się Proudhon uznaniem. Do Proudhona,
zasadniczego przeciwnika strajków, odwoływał się Georges Sorel, teoretyk
rewolucyjnego syndykalizmu.
Jednocześnie
w latach poprzedzających I wojnę światową uznali go za swego zarówno
monarchiści francuscy spod znaku Action Francaise z Charlesem Maurrasem na
czele, jak i nacjonaliści – republikanie Maurice Barresa. Ich zdaniem, duch
pierwszych ideologów kontrrewolucji – de Maistre’a i Rivarola – żył w
Proudhonowskiej doktrynie: obrona indywidualnej, rodzinnej własności,
patriotyzm francuski i pochwała wojny, nacisk na cnoty familijne i
patriarchalny model rodziny (łącznie z uznaniem przyrodzonej niższości
kobiet), ideał zdecentralizowanej władzy, wrogi stosunek do zjednoczenia
Niemiec i Włoch (Proudhon zresztą niechętnie odnosił się także do sprawy
niepodległości Polski), rasizm, antysemityzm. Nie dziwi więc, że Proudhon
stał się patronem tzw. Le Cercle Proudhon, które w 1911 r. zostało utworzone
przez nacjonalistów Maurrasa i syndykalistów Sorela.
Z
wyłożonych wyżej poglądów trafne wydaje się nadanie Proudhonowi miana
„rewolucyjnego konserwatysty”. Jest on bowiem wyznawcą idei „permanentnej
rewolucji”, która nie może być środkiem określonym przez cel, lecz
powinna być wartością samą w sobie, moralną i uniwersalną. Zmienność
historyczna jest jednak tylko wtedy uprawniona, kiedy nie przerywa ciągłości
w bycie ludzkim, to znaczy kiedy zniszczenie jednej formy porządku stanowi
automatycznie stworzenie innej. Rewolucja ta jest zatem dziełem ciągłym, które
polega na gromadzeniu wszelkich wartości, jakie zachowały się w kolektywnej
świadomości ludu. Rewolucja to po prostu warsztat, kantor, rynek,
gospodarstwo, słowem – „rzeczy najbardziej prozaiczne na świecie”.
Rewolucyjny konserwatyzm staje się tu zatem „humanizmem ludowym”,
emocjonalną świadomością wspólnoty ludzkiej.
„Gazeta
An Arche” nr 15, „Inny Świat” nr 10, marzec 1999
Michał
Bakunin (1814–1876) największą chyba zdobył sławę spośród „ojców”
anarchizmu. Bakunin to niejako wzór anarchisty: jego burzliwe życie było
wiernym odzwierciedleniem wyznawanej przezeń „buntarskiej” ideologii.
Niewielu jednak ludzi powołujących się dziś na Bakunina zdaje sobie sprawę
z panslawizmu swego mistrza. A tymczasem Bakuninowski anarchizm w prostej linii
wywodzi się z rdzennie rosyjskiej ideologii „słowianofilskiej”.
XIX-wieczni
słowianofile (w Polsce podobne – choć antyrosyjskie i demokratyczne –
teorie głosił m.in. Joachim Lelewel) stwierdzali zasadniczą odmienność słowiańskiego
Wschodu, któremu z gruntu obcy był zachodni industrializm, kapitalizm i
etatyzm. Słowianofile nie lubili państwa, widzieli zło we wszystkich jego
przejawach; Aksakow pisał, że „państwo
z istoty jest fałszem”. Próbowali oni wszakże pogodzić ideę
patriarchalnej monarchii z pryncypialnym rosyjskim anarchizmem. Monarchizm słowianofilów
wywodził się z odrazy do władzy, idea cara miała charakter ludowy. Wedle
Chomiakowa całość władzy pierwotnie należy do ludu, ponieważ jednak władza
państwowa niesie ze sobą zło i brud – lud wyrzeka się jej i oddaje ją w ręce
cara. Utopia „prawosławia, samodzierżawia i ludowości” ukrywała żywioną
przez słowianofilów miłość wolności i sympatie dla ideału bezwładzy.
Bakunin
w ślad za słowianofilami twierdził, że Słowianie w ogólności nie są
zdolni do stworzenia państwa a wszystkie słowiański organizmy państwowe
zostały im zbudowane przez obcych. Lud rosyjski (tj. chłopstwo) ma głęboko
zakorzenioną świadomość anarchistyczną: wierzy, że ziemia należy do
wszystkich i że komuna wiejska (mir) powinna być absolutnie autonomiczna; żywi
też naturalną wrogość do państwa. Świadomość ta jest zaćmiona przez
patriarchalną tradycję, przez ufność ludu wobec cara, przez narkotyk
religii. W rezultacie komuny wiejskie są uśpione i wzajem od siebie izolowane.
Ale lud może wyłonić z siebie buntowników, którzy przezwyciężą jego
martwotę i wydobędą jego naturalne rewolucyjne skłonności. Bakunin
wielokrotnie powoływał się na powstania Pugaczowa i Riazina w Rosji – żywiołowe,
instynktowne bunty zrozpaczonego chłopstwa pod przewodem „bandytów”.
Skoro
więc, zdaniem Bakunina, Słowianie są z natury wyjątkowo anarchistyczni, to
nie zdziwi nas, że w latach 40. gorąco propagował on stworzenie federacji słowiańskiej
(choć później ideę tę zarzucił). Nigdy nie porzucił natomiast
Bakunin swej nienawiści do Niemiec, która był równie silna co nienawiść
Marksa do Rosji. „Niemcy – pisał
– z przyrodzenia są wielbicielami państwa,
z przyrodzenia lubią zarówno słuchać jak i komenderować; nic dziwnego, że
okazali się zdolni tylko do etatystycznego socjalizmu Marksa i Lassalle’a”.
Nie jest przypadkiem, że Niemcy Bismarcka stały się ostoją europejskiej
reakcji. Wyartykułowana przez Bakunina niechęć do „pruskiego ducha” okazała
się być na tyle zakorzeniona w słowiańskim anarchizmie, że w 1914 r. inny
wielki anarchista rosyjski Piotr Kropotkin poparł wojnę Rosji przeciw Niemcom
i Austro-Węgrom.
Daje
się też u Bakunina zauważyć wątek antysemicki; np. polemizując z Marksem
pisał, że Marks to wcielenie ducha żydowskiego: jest umysłem wybitnym,
niezwykle oczytanym i inteligentnym, ale przeżartym doktrynerstwem i niesamowitą
wręcz próżnością, żyje intryganctwem i chorobliwą zawiścią. Czyżby więc
pogromy dokonywane czasem przez partyzantów Nestora Machno były nie tylko
wyrazem żywiołowej wrogości ukraińskich chłopów do żydowskiego
sklepikarza i lichwiarza, ale także echem XIX-wiecznego sporu między Bakuninem
a Marksem?
„Gazeta
An Arche” nr 19, „Inny Świat” nr 10, marzec 1999
Jak napisał w "Głównych
nurtach marksizmu" Leszek Kołakowski, ideolog rewolucyjnego syndykalizmu
Georges Sorel (1847-1922), "jest
postacią szczególnie doniosłą, gdyż losy jego idei ujawniają zbieżność
skrajnych form prawicowego i lewicowego radykalizmu". Sorel jest
prorokiem anarchosocjalistycznej rewolucji, apostołem najbezwględniejszej
walki klas, nieubłaganym krytykiem burżuazyjnego państwa, społeczeństwa i
kultury. Zarazem jednak ów rewolucyjny socjalista broni szeregu wartości
konserwatywnych: "godności rodziny i
małżeństwa, instynktownej solidarności plemiennej, honoru, wielkości
tradycji, wielkości doświadczenia religijnego, świętości prawa ukształtowanego
spontanicznie jako obyczaj". W jego filozofii odnajdziemy ekonomiczne
analizy Marksa i irracjonalizm Bergsona, anarchistyczny ideał Proudhona i
heroiczną etykę Nietzschego...
Społeczeństwo kapitalistyczne, w
którym "wszystko jest na sprzedaż" i w którym w konsekwencji
rozpadają się wszystkie tradycyjne więzi solidarności, było przedmiotem
krytyki całej filozofii romantycznej, włączając młodego Marksa. Jak wielu
innych Sorel marzy o społeczeństwie wolnych wytwórców, ale, jak napisze Kołakowski,
"zapatrzony jest w Homeryckich herojów
widzianych oczyma Nietzschego. (...) Pociągają go obrazy nieoswojonych
cywilizacyjnie szczepów rozbójniczych, samotnych wspólnot walczących o
przetrwanie raczej niż o przyjemność i komfort, bezwzględnych w walce, lecz
nie skażonych duchem okrucieństwa, przechowujących arystokratyczną dumę o
swym ubóstwie, wierzących w świętość plemiennej tradycji, przywiązanych
do swojej wolności, gotowych walczyć do końca przeciw obcemu panowaniu".
Takim "barbarzyńskim
plemieniem" we współczesnym świecie jest dla niego proletariat – jego
misją (i właściwym sensem socjalizmu) jest odrodzenie moralne świata. Sorel
myśli kategoriami wielkości, heroizmu, autentyzmu zaś "proletariat"
czy "rewolucja" są tylko "historycznymi wcieleniami owych
zwierzchnich wartości". Jest entuzjastą ruchu robotniczego, o ile widzi w
nim urzeczywistnienie Apokalipsy, ale gardzi jego parlamentarnym reformizmem.
Dla Sorela socjalizm jest przede
wszystkim jako kwestią moralną. W ślad za Proudhonem pojmuje go w kategoriach
godności i sprawiedliwości, a nie dobrobytu. Pragnie, by proletariat odrodził
takie wartości jak godność, wielkoduszność, heroizm, solidarność,
odpowiedzialność jednostkowa. Etyka Sorela nie ogranicza się do sfer
produkcji i wojny klasowej – przywiązuje on też wielką wagę do dyscypliny
seksualnej i cnót rodzinnych jako podstawowych źródeł moralności, widząc w
rozwiązłości i osłabieniu więzi rodzinnej sprzymierzeńca burżuazji.
Dlatego społecznym ideałem Sorela były małe wspólnoty zorganizowane wedle
zasad demokracji bezpośredniej, bliskie samowystarczalności produkcyjnej, a więc
nie narażone na rozkładowy wpływ handlu. Społeczeństwo syndykalistyczne –
znowu w zgodzie z Proudhonem – miało przyjąć "prawo ubóstwa",
jako że życie skromne jest życiem uczciwym i szczęśliwym.
Urzeczywistnić to może (tu Sorel
zgadza się z Marksem) tylko proletariat (rozumiany jako klasa producentów
walczących z elementami pasożytniczymi). By jednak był to w stanie uczynić
konieczna jest jego totalna separacja od reszty społeczeństwa. Robotnicy muszą
zerwać wszelką współpracę z innymi klasami: stąd odrzucanie demokracji
rozumianej jako uczestnictwo w burżuazyjnym życiu politycznym i jego
instytucjach; stąd odrzucanie antyklerykalizmu, jeśli miałby być on płaszczyzną
współpracy z burżuazją; stąd bezkompromisowe odrzucanie jakiejkolwiek formy
patriotyzmu... Proletariat musi "zachować
wyłączność robotniczą, to jest wyłączyć intelektualistów, których
kierownictwo przyniosłoby w wyniku odtworzenie hierarchii i rozbicie pracujących",
napisze Sorel. Co więcej, proletariat musi wytworzyć własną, opartą na
pracy kulturę: "(...) nie ustajemy w
wysiłkach, by nakłonić klasę robotniczą, iżby nie dała się wciągnąć w
koleiny burżuazyjnej nauki czy filozofii. Wielka zmiana nastąpi w świecie z
dniem, gdy proletariat (...) przyswoi sobie poczucie, że zdolny jest myśleć
stosownie do swoich własnych warunków życiowych". Zwycięstwo
proletariatu będzie oznaczało totalne zerwanie ciągłości kulturowej, "absolutną separację między dwoma epokami historycznymi".
Klasa robotnicza może dokonać
rewolucji na drodze strajku generalnego. Strajk generalny nie jest jednak dla
Sorela kwestią taktyki – nie jako sam w sobie jest celem. Jego idea miała
mobilizować robotników do walki ale nie gwarantowała sukcesu (znowu wracając
do Kołakowskiego: "We wszystkich
walkach Sorela bardziej interesuje heroizm wojowników niż sama słuszność
sprawy i niż zwycięstwo"). Strajk generalny to stan ducha – gotowość
do stosowania wysoko przez Sorela cenionej przemocy ("Ludzie,
co życie swe poświęcili sprawie, którą utożsamiają z regeneracją świata,
nie mogą wahać się przed użyciem dowolnej broni, która może służyć
rozwinięciu i podniesieniu ducha wojny klasowej... Nigdy nie dość pogardy dla
tych, którzy pouczają lud, że krocząc ku przyszłości musi spełniać jakieś niezwykle
idealistyczne posłannictwo sprawiedliwości", pisze w "Rozważaniach
o przemocy").
Strajk generalny jest mitem. Mit
jest jedynym narzędziem, które pozwala walczącej grupie zachować solidarność
i heroizm. Sorelowski mit nie ma nic wspólnego z utopią – nie jest opisem
doskonałej przyszłości a tylko perspektywą ostatecznej walki. Mitu nie da się
zrozumieć, jest wyrazem irracjonalnych, niemożliwych do zrozumienia instynktów.
Sorel jest programowo antyracjonalny, zwalcza "racjonalizm" rozumiany
jako myślenie ułatwione, redukowanie świata do najprostszych schematów,
widzenie rzeczywistości przez pryzmat wyspekulowanych a uproszczonych modeli.
Rozum analityczny piętnuje jako źródło dekadencji.
Oddziaływanie
Sorela było wielokierunkowe. Choć nigdy nie był działaczem syndykalistycznym
(zgodnie z własną zasadą, wedle której intelektualiści z klasy średniej
mogą tylko zawadzać organizacjom robotni czym), powszechnie jest uważany za
ideologa rewolucyjnego syndykalizmu. Wprawdzie Daniel Grinberg w pracy
"Ruch anarchistyczny w Europie Zachodniej 1870-1914" minimalizuje wpływ
Sorela na francuski syndykalizm rewolucyjny twierdząc, że "francuscy
związkowcy, nastawieni praktycznie, na ogół nie znali jego spekulatywnych
wywodów", ale wystarczy rzucić okiem na fakty: Sorel angażuje się w
syndykalizm w 1902 r., zaś kulminacyjna fala syndykalizmu rewolucyjnego
przypada właśnie na lata 1902-1908 (w 1906 r. uchwalona została słynna Karta
z Amiens). Sorel współpracuje wówczas z redagowanym przez Lagardelle'a pismem
"Mouvement Socialiste", które publikuje częściami jego najważniejsze
prace "Reflexions sur la violence" i "Ilusion du progres".
W 1910 dochodzi do wniosku, że
syndykalizm został skorumpowany przez wpływy reformistyczne i szuka kontaktu z
radykalnymi nacjonalistami (powstaje wówczas Cercle Proudhon). W 1919 r.
entuzjastycznie wyraża się jednak o bolszewizmie, dołączając do IV wydania
"Rozważań o przemocy" apologię Lenina. Kołakowski komentuje to
następująco: "(...) Sorel wielbił
Lenina jako zwiastuna Wielkiego Zniszczenia i wielbił Mussoliniego z tego
samego stanowiska. Był gotów popierać wszystko, co wydawało mu się
heroiczne i co zarazem groziło zagładą światu, którego nienawidził – światu
demokracji, walk partyjnych, kompromisów, rokowań i kalkulacji". Odzew
również znajduje na obu ekstremach: redagowane przez Gramsciego pierwsze włoskie
pismo komunistyczne "Ordine Nuovo" uważało Sorela za ideologa
proletariatu, zaś Mussolini w wywiadzie dla madryckiego dziennika "ABC"
uznał Sorela za tego, któremu włoskie kohorty faszystowskie zawdzięczają
najwięcej.
„Gazeta
An Arche” nr 33, marzec 1996, „Inny Świat” nr 10