Strona główna
Numer specjalny

Ekologia i etniczność


PROJEKT KARPATY MAGICZNE

Po wielu latach doświadczeń wyniesionych z formacji Atman, Komitet, Raga Sangit i okazjonalnych składów rozpocząłem nowy cykl pracy pod nazwą Projekt Karpaty Magiczne. W realizacji projektu partneruje mi Anna Nacher, której eksperymenty wokalne i kompozycje wybiegające daleko poza konwencjonalnie pojęty folk były artystyczną podstawą przedsięwzięcia. Projekt KM jest też poważną zmianą w samym sposobie pracy. W Polsce często nie docenia się świadomego wyboru metod pracy, komunikowania się z publicznością, oryginalnych sposobów prezentacji. Nad wszystkim ciąży przeświadczenie, że scena alternatywna jest tylko „poczekalnią” w drodze do kariery. Zakłada się więc z góry, że istnieje jedna droga i jasny dla wszystkich cel. Tak oczywiście nie jest. Projekt Karpaty Magiczne jest osobistym ćwiczeniem mającym pomóc nam w dotarciu do naszej tożsamości kulturowej, naszego osobistego brzmienia, kolorytu i stylu. Poszukiwania takie prowadziliśmy już w okresie, kiedy prowadziliśmy warsztaty „Gadająca Łąka” - wtedy jednak szukaliśmy brzmień poprzez badanie organicznego otoczenia, krajobrazu, budulca instrumentów i narzędzi muzycznych oraz naszej intuicji. Pierwszym efektem Projektu Karpaty Magiczne było odkrycie, że naszą ojczyzną/macierzą (w sensie psychicznym, intuicji brzmień, krajobrazu odniesień) są bardziej Karpaty (jako region) niż pewna koncepcja, który nazywamy Polską. Od tego momentu rozpoczęliśmy trudne zadanie poznania splątanych i przenikających się wzajemnie wpływów w obrębie naszego bioregionu.

A jest co poznawać, gdyż żywioł bałkański (orientalny) spotyka się tu z wpływami zachodnimi i północnymi. Kolejnym odkryciem było zrozumienie, że w obrębie Karpat najbardziej intrygujące są dla nas trzy kręgi sztuki: sztuka (głównie muzyka) pasterska, sztuka wschodnich nurtów chrześcijaństwa (być może starszych tu od katolicyzmu) i kultura muzyczna diaspory żydowskiej z jej ormiańskimi i rosyjskimi odnogami. Tym samym z ulgą pożegnaliśmy tzw. muzykę góralską, która była dla nas zawsze nieco obcym żywiołem. Głównym zrębem jej popularnej i eksploatowanej na różne sposoby wersji są melodie i rytmy rodem z piwnic winnych Budapesztu, a więc kręgu tzw. muzyki weselnej i pijackiej. Ten trop jest dla nas ślepą uliczką.

W stosunku do naszych poprzednich doświadczeń zmieniliśmy sposób pracy i dużo większy nacisk kładziemy obecnie na studia, nagrania terenowe, poznawanie całego kompleksu kulturowego - to prowadzi nas bardziej do komponowania i podsumowywania naszych, autorów Projektu, kolejnych doświadczeń niż pracy czysto zespołowej. Dlatego też Projekt Karpaty Magiczne nie jest grupą muzyczną w rozumieniu lekko już wyeksploatowanych wzorów z czasów The Beatles (i wszelkich późniejszych). Projekt KM jest formą laboratorium i opiera się na żywym eksperymentowaniu, a nie na budowaniu zespołu muzycznego ku uciesze stwarzanych tym sposobem fanów i dla wygody systemów dystrybucji i sprzedaży. Chętniej dziś nazywalibyśmy nasze ujawnienia sceniczne „pokazem prac” niż koncertem. Koncert jawi się nam jako skostniała forma, przynależna dziś już tylko do biznesu muzycznego, nieczęsto będąca przejawem twórczych artystycznych poszukiwań. Pisząc o „poszukiwaniach twórczych” również brnę w wysłużony już model kontrkulturowej organizacji pracy. Bardziej adekwatnym terminem byłoby „doświadczanie siebie w relacji z otoczeniem poprzez otwarcie zasobów ekspresji” - trzeba przyznać, że nie brzmi to najlepiej, ale taki jest dziś roboczy stan projektu. Kiedy dwa lata temu prezentowaliśmy nasz projekt na festiwalu muzyki hardcorowej, właściwie nikt ze słuchaczy nie odczuwał naszej muzyki, a jedynie zauważał jej inność od tego, do czego był przyzwyczajony. Takie zamknięcie na to, co rzeczywiście odmienne jest bardzo charakterystyczne w kręgach rozprawiających ciągle o burzeniu przyzwyczajeń i nowatorskich formach sztuki. Dlatego też jednym z celów Projektu Karpaty Magiczne jest całkowite uwolnienie od konwencji i oczekiwań odbiorców. Wspólny ma być tylko „ethno-core”, nasz własny bioregionalny idiom, formy jego przekazu mogą być dowolne. Po garści recenzji w Polsce widać, że właściwie nikt nie słuchał naszej pracy w sposób wolny od porównań i aktualnych skojarzeń. Recenzenci, za wyjątkiem jednostek, nie mając punktu odniesienia i przyjmując nasze wydawnictwo jako jeszcze jedno w drodze do sławy i pieniędzy  określają to, czego sami nie rozumieją, jako „dziwne”. Tak więc jeden z najstarszych słowiańskich sposobów śpiewu bez określonego tekstu, styl „nytu” i dźwięki pasterskich instrumentów są „dziwne”, „dziwne” jest opowiadanie w języku serbskim, „dziwne” jest granie na klarnecie i co zdumiewa może najbardziej - „dziwne” jest także posłużenie się aparatem telefonicznym. Kiedy na jednym z koncertów (Szczecin) nasza serbska przyjaciółka z pomocą telefonu komórkowego wyrecytowała tekst w swoim ojczystym języku było to także „dziwne”, chociaż połowa sali miała swe „komórki” w kieszeniach. Zajmowanie się źródłami muzyki i używanie starych instrumentów akustycznych w ocenie wielu słuchaczy nie dopuszcza możliwości wykorzystywania nowych mediów i elementów otoczenia. To tak, jakby oczekiwać od nas, że na koncert przybędziemy konno lub wozem drabiniastym...

Korzeń kultury, jej rdzeń to siła, której się najczęściej nie docenia. Roztacza się nad nimi specjalna ochronę, tworzy mity zapisów nutowych, grupy folklorystyczne i folkowe - zabijając powoli spontaniczność i wolność, które są warunkiem dostępu do intuicji.

W ramach pracy nad Projektem KM napotkaliśmy w polskich Karpatach wioski, gdzie katolicyzm jest obecny dopiero od 50 lat i jest w fazie konkwisty, a także zrozumieliśmy, że ludowa religijność przechowuje niezliczone skarby naszych najdawniejszych tradycji.

Bioregionalizm dał nam swobodę wynikającą z odnalezienia się „u siebie” i decydowania o wyborze sposobów na komunikowanie się ze światem. W tym kontekście organizacja życia muzycznego na wzór „przemysłowy” wydaje się już bardzo anachroniczna i nie dająca możliwości rozwoju.

Dla zrozumienia wielu aspektów naszej własnej tożsamości wielkie znaczenie ma dotknięcie kultur archaicznych w ich źródłach, mniej zniekształconych i - co za tym idzie - przechowujących wiele wspólnego dorobku kulturowego. Tereny Azji Środkowej, pogranicze Nepalu i Tybetu to skarbnica naszej historii. Wielkim kręgiem bioregionu jest dla nas Eurazja. Byłoby dobrze o tym pamiętać wobec ewidentnych fałszerstw i kłamstw polityków, które oddalają nas od poczucia przynależności do określonego regionu i miejsca.

W tym duchu jest jasne, że koniecznym aspektem naszej pracy musiał stać się dom, ugruntowana przestrzeń dla studiów, spotkań i doświadczeń, dom żywy swoją własną tradycją i historią czterech pokoleń, których losy tę tradycję stworzyły. Tak powstała Galeria „Stary Dom”, której nazwę można pojmować wprost - jako określenie miejsca jej usytuowania oraz metaforycznie - jako wskazanie na konieczność powrotu do wspólnoty ludzi i natury, własnego kręgu życia, do naszego Starego Domu.

Marek Styczyński

(autor jest muzykiem, leśnikiem, ekologiem – działaczem Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, organizatorem wielu przedsięwzięć w obronie zagrożonej przyrody, m.in. kampanii „Góry dla Natury!”)